Paweł Szkopek: Bycie mistrzem ma się w głowie!

0
964

– Uważam, że „mistrzostwo”, czy też „bycie mistrzem” ma się w głowie. Według mnie mistrzem albo się człowiek rodzi, albo może się stać podczas swojej drogi do perfekcji. To nie jest chwilowy moment triumfu i zwycięstwa, ale to kim jesteśmy. – mówi Paweł Szkopek, Polski motocyklista, 12-krotny mistrz Polski, mistrz Europy, najbardziej doświadczony i najszybszy polski zawodnik w rywalizacji na długim dystansie.

 

 

Od zawsze pasjonowałeś się sportem? I dlaczego akurat motocykl?

Od dziecka byłem bardzo aktywny i lubiłem rywalizację. Dlaczego padło akurat na motocykl? Cóż, motoryzacja była obecna w moim życiu od zawsze odkąd pamiętam. Ojciec miał firmę transportową, w której przez jakiś czas mu pomagałem, a jeszcze wcześniej, mając 6-lat rodzice postanowili sprezentować mi pierwszą motorynkę. Myślę, że już wtedy zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że jednoślady łączą prędkość i adrenalinę, której mój organizm tak bardzo się domagał. Dodając dwa do dwóch i ciężką pracę przez ponad 20 lat – jestem w tym miejscu.

W roku 2019 wywalczyłeś czwarte miejsce w 24-godzinnym wyścigu mistrzostw świata (FIM EWC). To najlepszy w historii rezultat Polaka w mistrzostwach Świata! Jak wspominasz ten dzień? I jak się wtedy czułeś?

Na pewno czułem się bardzo … zmęczony (śmiech)! Jak opadły pierwsze emocje zalało mnie uczucie euforii i ogromna duma z najlepszego wyniku, ale jak każdy ambitny zawodnik – zawsze chcę więcej. Szczerze mówiąc, byłem też trochę zawiedziony, że z powodu 2 błędów zespołu co do strategii w doborze opon, straciliśmy szansę na miejsce na podium. Ale nic nie dzieje się bez przyczyny, z każdej takiej sytuacji staramy się wyciągać wnioski, by unikać podobnych sytuacji w przyszłości. Każdy człowiek uczy się na błędach. Zespoły również.

Co jest dla Ciebie największą siłą napędową do działania, do tego, żeby odnosić kolejne sukcesy?

Motywuje mnie chęć samodoskonalenia się i bronienia tytułu mistrza!  To właśnie bycie na świeczniku daje mi poczucie spełnienia i ładuje moje baterie, żeby mierzyć jeszcze wyżej i sięgać po kolejne trofea. Nie mniejsze znaczenie ma dla mnie świadomość, że od lat przecieram szlaki i jestem pierwszym Polakiem w wielu miejscach w świecie wyścigów. Myśl, że to właśnie ja mogę budować historię polskiego sportu motocyklowego jest niesamowita! Bardzo mnie to motywuje i zagrzewa do dalszej pracy. Myślę, że to właśnie dzięki takiemu podejściu i wynikającej z niego świadomości mogę dzielić się moimi doświadczeniami i dawać szansę kolejnemu pokoleniu prowadząc przez drogę, którą sam już jakiś czas temu przeszedłem.

Kiedy stawiałeś pierwsze kroki w świecie wielkiego sportu, wszystkiego musiałeś nauczyć się sam. Nie było wtedy Internetu pełnego tutoriali na YouTubie, a w naszym kraju nie istniała ugruntowana kultura tego sportu i brakowało autorytetów. Dzisiaj chętnie dzielisz się swoją wiedzą, będąc liderem Szkopek Team.

To prawda, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. Wszystko, czego się nauczyłem, musiałem wymyślić sam – metodą prób i błędów, czego skutki często odczuwałem na własnym ciele i sprzęcie (śmiech). Oczywiście byli inni świetni polscy zawodnicy, kiedy zaczynałem ponad 20 lat temu, ale zazwyczaj kiedy przechodziłem z klasy do klasy, stawiałem sobie nowe, coraz to bardziej ambitne cele i bardzo szybko okazywało się, że byłem najszybszy i nie miałem od kogo się uczyć. Dlatego postanowiłem, spróbować sił w różnych zagranicznych seriach wyścigowych i ostatecznie w mistrzostwach Świata World SBK, w których zadebiutowałem w 2004 r. jako pierwszy w historii Polak, który zdobył kwalifikacje do wyścigów tej rangi.

Doskonale pamiętam, jak trudno mi było dojść do wszystkiego i do zdobycia takiej pozycji jaka mogę się teraz poszczycić. Tylko ja i moi bliscy wiedzą dokładnie ile mnie to kosztowało zdrowia, czasu i pieniędzy. Dlatego teraz staram się pomagać innym, tym najwybitniejszym zawodnikom, bo nie chciałbym, żeby wszystko to co zbudowałem, wiedza i kontakty które zdobyłem z najważniejszymi ludźmi w branży, nie zostało wykorzystane w celu rozwoju mojej dyscypliny. Dlatego też krok po kroku wraz z partnerami i pozytywnymi ludźmi buduję Szkopek Team, jako trampolinę dla młodych, ambitnych zawodników, którzy wierzą w to, że warto uczyć się od kogoś, kto sukces już osiągnął. Co ważne – same pieniądze nie gwarantują sukcesu. To tylko połowa drogi, potrzebny jest dobry zespół oraz znajomości, bez których niektórych rzeczy po prostu nie da się po prostu zrobić.

Budując Szkopek Team otaczam się pozytywnymi ludźmi, z którymi praca przynosi efekty i jest po prostu przyjemna. Sprzyjająca rozwojowi atmosfera w naszym zespole jest dla mnie bardzo ważna, dlatego w Szkopek Team są wyłącznie uśmiechnięci, weseli, ambitni ludzie, którzy kochają to co robią.

Na swoim koncie masz ponad 300 wypadków, które jednak nie zabiły Twojego ducha walki. I tego, żeby iść po więcej. Z domu wyniosłeś wolę walki?

Wydaje mi się, że właśnie tak było. W rodzinie obserwowałem wujka, który wygrywał przeróżne zawody strażackie i bardzo mi to imponowało. Mój dziadek z kolei, jako pierwszy we wsi posiadał czy to samochód, czy telewizor (śmiech). Wszystko to wiązało się z dumą i byciem pierwszym i udowadnianiem, że chcieć to móc. Myślę, że taka potrzeba „błyszczenia” jest bardzo głęboko we mnie zakorzeniona. Często po tych niezliczonych kontuzjach, ludzie przestawali we mnie wierzyć. Dla wielu byłby to gwóźdź do trumny, podczas gdy ja zyskiwałem dodatkową siłę i chęć, żeby udowodnić im, że są w błędzie. Myślę że nie ważne ile razy upadamy, ważne ile razy się podnosimy i w jakim stylu.

Czym obarczona była Twoja droga na szczyt? Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się kariera w sporcie motorowym?

Jak w każdej dziedzinie czy to sportowej, naukowej czy artystycznej jest to droga obarczona poświęceniem ogromnych środków finansowych, zdrowia i oczywiście czasu. Na początku swojej przygody każdy odłożony grosz przeznaczałem na wyścigi. Zdaję sobie też sprawę, że masa przebytych kontuzji i złamań będą coraz bardziej odczuwalne z wiekiem, a część zapewne wyjdzie na starość. Ale tak jak wspomniałem, to nie tylko pieniądze i zdrowie, to również czas, którego nie da się odzyskać np. święta, spotkania towarzyskie i inne rodzinne okoliczności.

Czy w Twojej dziedzinie sportu obecny jest hejt? Piłkarze najwięcej go mają, a Ty?

Niestety w dzisiejszych czasach hejt dotyka wszystkich. Jeśli chodzi o sportowe poletko, to Polacy zazwyczaj doceniają tylko zwycięstwa, a i to też nie zawsze. Często słyszę, że ktoś wie lepiej albo pojechałby lepiej niż ja. Myślę – spróbuj, zapraszam (śmiech). Jednocześnie wiem, że trzeba się liczyć z tym, że jeśli coś się robi dobrze to automatycznie jest się stawianym na świeczniku – ergo, zawsze znajdą się tacy ludzie, który chcąc dodać sobie wartości będą próbować ściągnąć innych w dół. O ile hejt to osobny rozdział, często spotykałem się z totalną obojętnością, co dla mojego ego było bardzo drażniące (śmiech). Na przykład kiedy wygraliśmy wyścig na włoskiej Imoli, media na świecie bardzo mocno to podchwyciły i traktowały nasze zwycięstwo jako to duże wydarzenie. Ba, pojawiły się wzmianki o mnie na włoskiej Wikipedii, podczas gdy w Polsce nikt nawet nie zainteresował się tematem.

Mówisz w wywiadach „Mistrzem się jest, nie bywa”…

Uważam, że „mistrzostwo”, czy też „bycie mistrzem” ma się w głowie. Według mnie mistrzem albo się człowiek rodzi, albo może się stać podczas swojej drogi do perfekcji. To nie jest chwilowy moment triumfu i zwycięstwa, ale to kim jesteśmy. To chęć bycia najlepszym, robić coś najszybciej, zachodzić najdalej, plasować się najwyżej – zawsze dawać z siebie 1000% niezależnie od rodzaju rywalizacji.

Twoje największe marzenie? To prywatne i zawodowe?

Chcę zostać mistrzem Świata. I prywatnie i zawodowo. Wyścigi to całe moje życie i nie da się rozdzielić ich z życiem prywatnym. Jestem Paweł Szkopek i chcę zostać mistrzem Świata!

Inspirująca myśl dla naszych Czytelników?

Chciałbym wszystkich zostawić z myślą, że „chcieć to móc”. Bardzo często powtarzam sobie i swoim podopiecznym, że jeżeli mamy jasno wytyczony cel i dostatecznie długo będziemy do niego dążyli, angażując się całym sobą osiągniemy znacznie więcej od innych. No i najważniejsze – myślmy pozytywnie. My Polacy mamy tendencję do czarnowidztwa i spodziewania się najgorszego. Drodzy, zapamiętajcie – cokolwiek by się nie wydarzyło, nie wolno się poddawać.

Rozmawiała: Ilona Adamska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.