Fortepian kojarzy mi się z komponowaniem, ponieważ właśnie przy tym instrumencie, powstają pomysły, motywy, melodie później umieszczane na moich płytach

0
711

Jarosław Praszczałek to dyrygent i pianista. Ukończył Wydział Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki (kierunek: dyrygentura symfoniczno–operowa) na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, a od 2017 roku prowadzi zajęcia na macierzystej uczelni. W niedługim odstępie czasu nakładem wydawnictwa Opus Series ukazały się dwie jego płyty „Warszawskie Impresje” i „Kwiaty Polskie”. Na obu objawia swoje pianistyczne ambicje. Nam opowiedział o każdym z tych przedsięwzięć.

 

 

 

MM: Panie Jarku, zacznę od być może prozaicznego pytania: na którym polu wykonawczym czuje się Pan lepiej – dyrygenckim, czy pianistycznym?

JP: Zdecydowanie lepiej czuje się na polu wykonawczym jako dyrygent. Zresztą jest to mój zawód wyuczony. Ukończyłem bowiem Wydział Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, specjalność: dyrygentura symfoniczno-operowa. Z tej dziedziny również się doktoryzowałem. Jeśli chodzi zaś o fortepian, to cóż… Jest od długiego czasu instrument bliski mojemu sercu. Jednakże zawsze miałem pewne kompleksy jeśli chodzi o swoją technikę pianistyczną. Ukończyłem bowiem tylko pierwszy stopień szkoły muzycznej na fortepianie, później kształciłem się na trąbce. Zawsze więc, mimo pochlebnych recenzji, z pewnym dystansem podchodzę do pozytywnych opinii dot. mojej gry na tym instrumencie. Fortepian kojarzy mi się z komponowaniem, ponieważ właśnie przy tym instrumencie, powstają pomysły, motywy, melodie później umieszczane na moich płytach CD.

MM: Na „Warszawskich Impresjach” i „Kwiatach Polskich” tych kompleksów, czy też ograniczeń w ogóle nie słychać

JP: Bardzo dziękuję. Wielu kolegów z branży mówi, że te moje przemyślenia dot. własnej gry, to „fałszywa skromność”. Ale mówiąc absolutnie szczerze, pewien dystans do własnych umiejętności pianistycznych u mnie pozostał. Jeżeli na wspomnianych płytach tego nie słychać, to tym bardziej się cieszę.

MM: Czym zatem kierował się Pan przy komponowaniu pierwszej z tych płyt – tej swoistej refleksyjnej ścieżki dźwiękowej do życia w wielkiej metropolii?

JP: „Warszawskie impresje” to bardzo osobiste refleksje dot. życia w Stolicy. Urodziłem się w tym mieście, tutaj dorastałem, tu też przeżywałem wspaniałe chwile. Na płycie „Warszawskie impresje” chciałem pokazać, że Warszawa naprawdę da się lubić. Przez ostatnich dwadzieścia lat Stolica niesamowicie wypiękniała. Mam wrażenie, że nie wszyscy mieszkańcy to dostrzegają i doceniają. Ja osobiście być może mam więcej czasu na refleksję, ponieważ podróżuję po Warszawie rowerem. Codziennie rano (i wieczorem) daj to chwilę na refleksję i zadumę na tym miastem. Te refleksje i przemyślenia starałem się przełożyć na dźwięki fortepianu. Tak narodził się pomysł na ww. płytę.

MM: Myślę, że to idealna płyta na spacer po stołecznym mieście. Czy te tytułowe impresje mają jakieś swoje tytuły, choćby nawet robocze, czy też zostaje nam bazowanie na numeracji od I do VI?

JP: Nie – kompozycje nie mają tytułów. Natomiast pomysł na numerowanie poszczególnych utworów zaczerpnąłem od wybitnego jazzowego trębacza Tomasza Stańki, który wprowadził go na swoich płytach, nagrywanych dla niemieckiej wytwórni ECM (począwszy od płyty „Soul of Things”). Nie ukrywam, że ten pomysł bardzo mi się podoba. Pokazuje on odbiorcy, że wszystkich sześć warszawskich impresji łączy się w jedną całość.

MM: Podobnie zresztą zrobił na kolejnej – „Suspended Variations”. Czy te 6 kompozycji, to jedyne, które Pan napisał z myślą „Warszawskich Impresjach”?

JP: Tak naprawdę to powstało ich mniej… pięć! Natomiast „Warszawska impresja IV” powstała spontanicznie, już w studiu nagraniowym. Słuchając materiału z reżyserem dźwięku Karolem Mitanem, doszliśmy do wniosku, że warto dodać jeden utwór bliższy muzyce awangardowej. Przecież Warszawa to nie tylko piękne miejsca, ale także dzielnice niebezpieczne, miejsca brudne i zaniedbane. Tę ciemną stronę Warszawy starałem się pokazać ww. impresji.

MM: A gdzie ta płyta była nagrywana? Bo „Kwiaty Polskie” były rejestrowane zdaje się  w Grójcu.

JP: Jeśli chodzi o „Warszawskie impresje” to większość materiału była rejestrowana w Warszawie, a część w Grójcu.

MM: Wspomniane „Kwiaty Polskie” to już inna płyta, choć również sygnowana Pańskim nazwiskiem. Tu jednak pojawia się także 4 innych muzyków. Pan zaś pełni rolę band leadera

JP: Zgadza się. Mój pomysł dot. „Kwiatów pomysł” polegał na zaproszeniu do wzięcia udziału w nagraniu artystów poruszających się w różnych kręgach muzyki improwizowanej. Ola Klimczak i Robert Jędrzejewski lepiej się czują we free jazzie oraz muzyce awangardowej. Z kolei Michał Borowski i Michał Wojnarski to świetni muzycy sesyjni, zanurzeni w jazzowym mainstreamie. Starałem się, żeby fortepian był na tej płycie łącznikiem między tymi różnymi światami muzyki improwizowanej.

MM: A ja miałem wrażenie, że słucham momentami mini-opery – zwłaszcza w ponad 17-minutowych „Wspomnieniach szumnych”

JP: Miałem podobne wrażenie (śmiech). Myślę, że jest to słuszne spostrzeżenie zważywszy na to , że Ola Klimczak na co dzień występuje w Polskiej Operze Królewskiej. Faktycznie, jak o tym myślę, to jej głos (nie jazzowy, tylko operowy) może prowadzić słuchacza na tym albumie, w stronę świata teatru muzycznego

MM: Trzy teksty na płycie są Juliana Tuwima. Skąd zatem jako coda „Ech muzyka muzyka” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego?

JP: Przyznam się szczerze, że początkowo planowałem więcej miejsca na albumie poświęcić twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Jednakże kompozycje oparte na tekstach Tuwima, okazały się bardzo wdzięcznym materiałem do improwizacji i rozrosły się, jak już Pan, wspominał do sporych rozmiarów. Udało nam się jednak w trakcie sesji zarejestrować też utwór „Ech muzyka muzyka”. Słuchając całego materiału doszedłem do wniosku, że jest to ciekawe postscriptum. Dodatek – dźwiękowy dopisek do całości.

MM: Czy zatem „Kwiaty Polskie” mogą zyskać kontynuację/rozwinięcie?

JP: Jak najbardziej. Nie wykluczam tego.

MM: Domyślam się, że planuje Pan kolejny projekt?

JP: Oczywiście. Jeśli chodzi o prace kompozytorskie, to aktualnie pracuję intensywnie nad operą familijną „Pan Twardowski”, którą piszę na zamówienie Działu Edukacji Filharmonii Narodowej w Warszawie. Natomiast jeśli chodzi o płyty CD, to kolejny projekt będzie nosił tytuł „Mikrokosmos/makrojazz”. Zostaną na niej zarejestrowane moje kompozycji inspirowane twórczością Beli Bartoka. Płyta ukaże się jesienią 2022 roku w wydawnictwie Opus Series/Requiem Records.

Rozmawiał: Maciej Majewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.