Mr. Slowman stosunkowo młoda formacja na naszym rynku. Założona z inicjatywy wokalisty i basisty Sławka Turlińskiego oraz perkusisty Bartka Gorzkiewicza, pod koniec roku wydała debiutancki album „ETAM W SAN FRANCISCO”, na którym wpływy muzycznej alternatywy gitarowej łączą się z elementami elektronicznymi i nawet dętymi w dość przebojowy sposób. O samej genezie projektu i wspólnych nagrań opowiedział mi Sławek.
MM: Znam Cię z grupy The Postman, a Bartka głównie jako bębniarza sesyjnego. Jak doszło zatem do zawiązania szyków pod szyldem Mr. Slowman?
ST: Zapoznał nas wspólny znajomy, Tomek. Spotkaliśmy się w naszym studio Zielony Dywan na warszawskiej Pradze. Tam umówiliśmy się na zrobienie wspólnie trzech kompozycji, które ukazały się jako pojedyncze kawałki w 2021 r. A ponieważ współpraca układała się dobrze, postanowiliśmy założyć wspólnie projekt Mr. Slowman i od tego momentu nieprzerwanie działamy do dzisiaj jako przyjaciele i muzycy w jednym.
MM: Płyta „ETAM W SAN FRANCISCO” ukazała się jednak dopiero pod sam koniec 2022 roku. Czemu akurat i dopiero wtedy?
ST: Płyta ukazał by się znacznie wcześniej, ale jak historia pokazała – sytuacja pandemiczna niestety nas nie ominęła i musieliśmy ze względów zdrowotnych przesuwać realizację albumu w czasie.
MM: Płyta jest mieszanką różnych brzmień alternatywnych w inspiracjach wymieniacie głównie grunge i muzykę lat 90. Tymczasem znacznie silniej słychać tu indie z lat 80.
ST: Dokładnie spotkaliśmy mniej więcej w połowie tej drogi – tak nam się przynajmniej wydaje (śmiech). Wychowaliśmy się w tamtych czasach i na muzyce z tamtych lat, ale spodobała się nam koncepcja – my to nazywamy – disco (śmiech), i taką drogę obraliśmy. Muzyczna wypadkowa wspólnych doświadczeń i inspiracji doprowadziła nas do takiego stylu.
MM: Ale nie brakuje też zaskoczeń – to chyba jest saksofon w utworze „Mieczysława (Nie mów)”? Kto na nim zagrał?
ST: Sami jesteśmy zaskoczeni niektórymi rozwiązaniami (śmiech). Wszystkie instrumenty dodatkowe na płycie, pomijając brzmienia elektroniczne, zagrane były jednego dnia na wspólnym wypadzie aranżacyjnym w okolicach Mogilna. Tam Krzysztof i Marta Buzov oraz Szymon Siwierski nagrali wszystkie instrumenty dęte: saksofon, Flet i klarnet
MM: Ważną rolę odegrał też Paweł Swiernalis. Jaki był jego udział?
ST: Paweł Swiernalis jest wspólnie z nami producentem albumu. Aranżacje, gitary, chórki i szeroko pojęte dźwięki elektroniczne, pojawiające się na płycie, to praca Pawła. Poza tym przygotowanie materiału, praca przy post produkcji i wstępny miks, również są jego zasługą.
MM: Rozumiem, że zamierzcie grać koncerty? Goście, którzy pojawili się na płycie, będą grali razem z Wami?
ST: Jesteśmy w pełnej gotowości do wyjścia na scenę. Będziemy zapraszać gości, którzy brali udział w nagraniach na niektóre koncerty. Głównie będziemy występowali w trio, opierając się o backtracki zmiksowane i przygotowane na koncert.
MM: Materiał jest dość przebojowy. Czy na płycie znalazły się wszystkie utwory, które napisaliście z myślą o niej?
ST: Nam trudno jest ocenić przebojowość płyty. Nie mamy już obiektywnego podejścia – tak to już niestety bywa (śmiech). Początkowa koncepcja zakładała 10 kompozycji. W trakcie dorzuciliśmy jeszcze kawałek „Namaluj”. Mieliśmy jeszcze kilka kompozycji z lat wcześniejszych, nad którymi się zastanawialiśmy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że na krążek trafia tylko te numery.
MM: Tworzycie już zatem coś nowego?
ST: Tak, pracujemy już nad drugim albumem. Podjęliśmy taką decyzję z racji dość płodnego oblicza dźwięków, które nas otaczają. Stwierdziliśmy, że nie będziemy wypuszczać pojedynczych singli, tylko od razu nagramy całą płytę.
MM: Gdzie będzie można Was usłyszeć na żywo?
ST: Premierowy koncert planujemy w najbliższym czasie zagrać w Warszawie, ale dokładna data jeszcze nie jest nam znana. Później odwiedzimy nasze rodzinne strony, a czas i słuchalność płyty pokaże, gdzie i kiedy uda nam się jeszcze wystąpić.
Rozmawiał: Maciej Majewski