Martin Seraphin po latach pobytu i tworzenia na obczyźnie wrócił do kraju. Efektem tego jest płyta „Malum”, która jest w dorobku Stillnox pierwszą zaśpiewaną po polsku. Co więcej – Martin nawiązał nową współpracę z cenionym trójmiejskim muzykiem Adamem Toffikiem Wołoszczukiem. Obaj grali w 1999 roku w zespole Oblivion i po 22 latach ich artystyczne drogi znów się zeszły, co również nie pozostaje bez wpływu na brzmienie płyty. O szczegółach tych zmian i o samej płycie opowiedział mi główny zainteresowany.
MM: Co spowodowało, że po latach wróciłeś z Wielkiej Brytanii do Polski?
MS: Generalnie to był zbieg wielu okoliczności i sytuacji. Duży wpływ wywarła pandemia i zamknięcie w domu przez prawie rok. Wtedy też się okazało, że znajomi, których uważałem za bliskie mi osoby zawiedli. Pogrążyłem się w dość mocnej depresji, dodatkowo nastał Brexit, który zaczął być odczuwalny. W pewnym momencie wkurzyłem się na tą całą Anglię i postanowiłem zebrać „dobytek” i wracać do rodzinnej miejscowości. To nie była decyzja nad która długo myślałem, ale wróciłem i póki co – jestem zadowolony. Pomijam już obecny klimat na świecie, ale byłem w stanie się jakoś twórczo odblokować i skompletować nowy album.
MM: To sprawiło, że „Malum” jest w całości po polsku?
MS: Stwierdziłem, że skoro jestem w Polsce i do polskiej publiczności kieruje głównie tę płytę, to zaśpiewam ją całą po polsku. W Anglii mogłoby się wydawać, że takie mroczne klimaty są bardzo popularne, jednak przekonałem się, że tego typu koncerty odbywają się niezmiernie rzadko. Ja tym razem chciałbym pograć trochę na żywo z tym materiałem i niezmiennie mam nadzieję, że uda mi się wystąpić na Castle Party.
MM: A jak doszło do tego, że odnowiłeś współpracę z Adamem Wołoszczukiem?
MS: Jakoś mniej więcej rok temu planowałem wydanie ep-ki z kilkoma utworami z płyty „ATEN” w wersjach polskich i chciałem zrobić cover jako bonus. Pewna taka piosenka, która bardzo lubiłem – wróciła do mnie jak rykoszet… Była właśnie dość orientalna i przebojowa. Nie powiem teraz co to było, bo znajdzie się ona na następnej płycie. W każdym razie napisałem do Adama, czy by nie chciał ze mną zrobić tego kawałka i on się zgodził. Z ep-ki nic nie wyszło, ale zrobiliśmy kilka coverów. Potem powstał pomysł na całą płytę z coverami. Adam przygotował też 2 nowe numery – to było „Leśne Licho” i „Amethyst”. Stwierdziliśmy, że tak nam to fajnie wyszło, że odstawiamy płytę z coverami na potem, a w zamian zrobimy całą premierową płytę.
MM: Na płycie znalazł się jednak jeden cover – „Tyle samo prawd ile kłamstw” z repertuaru Izabeli Trojanowskiej, do którego zaprosiłeś Maję Konarską z Moonlight.
MS: Zgadza się. To jest właśnie jeden z tych coverów, które wtedy zrobiliśmy. Zawsze lubiłem ten kawałek i miałem nadzieje, że kiedyś uda mi się zrobić jego nowoczesną wersję. Izę Trojanowską zawsze lubiłem i pamiętam, ze ten kawałek usłyszałem świadomie w 1996 roku, kiedy Iza wróciła na scenę po latach przerwy. Zaśpiewała ten utwór na Festiwalu w Sopocie ubrana w obcisłe, jadowicie żółte lateksy i wtedy zaklikało mi w głowie, jakie to jest fajne! Z Mają Konarską pracowałem już przy płycie „Mercury” i postanowiłem zapytać ją, czy chce zrobić cover Izy. Zgodziła się i zaśpiewała, jak zwykle pięknie swoim anielskim głosem. Super to wyszło! Słyszałem już opinie, że jest lepiej od oryginału (śmiech).
MM: A skąd te potocyzmy w „Figo Fago”?
MS: To jest taki odjechany kawałek, chyba najlżejszy na płycie. Tekst jest taką grą słów o nadawaniu etykiet, ocenie innych i wieloznacznościach. Jednocześnie opowiada trochę o ludzkich naturach, zazdrości i wsadzaniu jednostki w schematy.
MM: „Malum” ma dość ‚magiczną’ szatę graficzną. Z czego to wynika?
MS: Samo słowo „Malum” zaczerpnąłem z serialu o czarownicach „Salem”. Zawsze lubiłem wszystko co magiczne i tajemnicze. Szata graficzna ma na celu symbolizować magię jaka nam towarzyszyła w procesie twórczym. Na okładce jesteśmy pokazani z kulą ziemską pomiędzy nami i magią, jaką to wytworzyło (śmiech).
MM: Wspomniałaś, że dopadła cię depresja. Czy praca nad tą płytą była jakąś formą terapii?
MS: Tak, walczę z depresją już od wielu lat i skutecznie utrudnia mi ona codzienne życie. Ale walczę! Myślę, że jak wróciłem do Polski, to byłem w dość złym stanie i ucieczka w muzykę zdecydowanie mi pomogła. Na nowej płycie po raz pierwszy w zasadzie nie sięgałem do jakichś moich archiwalnych tekstów, tylko wszystko pisałem na bieżąco. Po raz pierwszy też byłem w stanie pisać o różnych trudnych przeżyciach z przeszłości. Jakoś tak się oczyściłem przez przelanie tego na papier. Może dlatego nie jestem w stanie wskazać jakiś moich ulubionych kawałków.
MM: Muzycznie jednak ta płyta wydaje się mimo wszystko lżejsza i bardziej melodyjna niż „Aten”
MS: Myślę, że zdecydowanie jest bardziej melodyjnie. Możliwe, że to też zasługa użycia języka polskiego. Jednak sądzę, że jest to płyta zdecydowanie cięższa. Po raz pierwszy użyliśmy żywej gitary w prawie wszystkich utworach. W ogóle tam są prawie same żywe instrumenty, poza perkusją. Powiedziałbym nawet, że momentami jest rockowo.
MM: Jest klip do „Leśnego Licha”. Będzie więcej?
MS: Jasne! Już mamy zgrany klip do utworu „Amethyst”, ale przed nim chcemy jeszcze wypuścić „ON.i.ON.”. Jest już w większości nagrany, zostało kilka scen i montaż. Planuję, że będą jeszcze dwa inne, ale jeszcze nie wiem, do jakich utworów. Mamy świetnego montażystę, więc zrobimy tyle klipów, ile nam pozwoli wyobraźnia i kreatywność (śmiech).
MM: Wiem, że szykujesz koncerty. Będziecie występowali z Adamem we dwóch?
MS: Tak, Stillnox to teraz duet. Jak się uda, to może Maja z nami kiedyś zaśpiewa. Mam nadzieję, że przed latem uda nam się zagrać kilka gigów, a potem na jesień bym chciał zrobić jakąś trasę. W kwietniu zaczynamy próby!
Rozmawiał: Maciej Majewski