Nie chciałem zmęczyć słuchacza. Rozmowa z Bartoszem Słatyńskim

0
680

Bartosza Słatyńskiego poznaliśmy przed laty jako członka grupy Penny Lane. Od jakiegoś czasu działa jednak na polu solowym, co jakiś czas racząc nas nowymi piosenkami. Najnowsza niespełna półgodzinna płyta „My” przynosi jednak zbiór utworów nagranych z kilkoma wokalistkami oraz paroma kolegami. O tym, jak do tego doszło, opowiedział nam główny inicjator.

 

 

MM: Minęło 6 lat od wydania płyty „Mały ktoś”. To całkiem sporo jak na działalność solową. Co porabiałaś przez ten czas?

BS: Przede wszystkim pisałem nowe rzeczy. Był nawet moment kiedy myślałem że kolejna płyta powstanie, nie był to jednak odpowiedni czas. Nauczyłem się jednak obsługi fajnych aplikacji do tworzenia muzyki i wszystko co słyszymy na płycie „My” powstało właśnie na aplikacji, gdzie jest możliwość zagrania, nagrania oraz zaaranżowania utworów. Oczywiście później było profesjonalne studio nagrań. Jednak konstrukcje utworów powstały przez aplikację.

MM: Ale korzystałeś z żywych instrumentów podczas rejestracji tej płyty?

BS: Naturalnie że korzystałem (śmiech). Chodzi mi o sam proces tworzenia i ewentualnej aranżacji. Zmierzam do tego, że oto nadeszły czasy, gdzie tradycyjną salę prób zastępują aplikacje w telefonie, czy programy komputerowe, pozwalające na tworzenie w dowolny sposób utworów.

MM: Podobną metodę przyjął Damon Albarn, który swego czasu jedną z płyt Gorillaz zrobił na ipadzie.

BS: No właśnie. Dochodzimy do momentu w którym wszystko staje się prostsze, bardziej wygodne, zdalne itp. To fenomen współczesności

MM: Na płytę zaprosiłeś sporo gości. Głównie wokalistek. Skąd ten pomysł?

BS: Hmm. Zaczęło się spontanicznie, gdy kolega namówił mnie na duet z aktorką Weroniką Wronką. Powstał utwór pt. „Zatańczmy”. Ta idea tak przypadła mi do gustu, że pomyślałem: kurczę, może pójść „za ciosem” i spróbować w ten sposób? Jest to bardzo nowe i ciekawe doświadczenie, gdy za interpretację danego tekstu odpowiedzialni są różni wykonawcy. Moim zdaniem „wypaliło” i dwugłos doskonale sprawdza się w tych piosenkach. Poza tym to grono rzeczywiście zdolnych artystek i artysty (śmiech).

MM: Czy nie powinno to być zatem sygnowane szyldem: Bartosz Słatyński i kobiety?

BS: Hahaha. Rzeczywiście. Jednak myśląc nad zatytułowaniem płyty, zastanawiałem się, jak krótko i zwięźle określić to wspólne śpiewanie i granie. Stąd krążek nazywa się „My”.

MM: We wkładce płyty znajduje się Twoje zdjęcie z dwoma innymi panami, którzy są nieco zanazani. Kto to?

BS: To moi kumple – klawiszowiec Paweł Basak oraz gitarzysta Piotr Świąder-Kruszyński. To z nimi głównie pracowałem nad kształtem piosenek, a w zasadzie z nimi tworzyłem ostateczny szlif. To jakby trzon zespołu Bartosza Słatyńskiego. Prywatnieto moi  bardzo dobrzy koledzy.

MM: Na płycie zagrało Was więcej, bo i bracia Robert i Łukasz Zającowe, Sławek Krzanowski oraz Jasiek Kidawa.

BS: Dokładnie. Bracia Zając to taka dobrze funkcjonująca „firma muzyczna” (śmiech). Świetni muzycy  i to samo mogę powiedzieć o Jaśku – bardzo cenionym muzyku i producencie, ale także o Sławku, który w sposób iście „beatlesowy” nagrał swoje akustyczne partie.

MM: A kto wygenerował dźwięk skrzypiec w „Hałasie”?

BS: Nooo, tutaj się pochwalę swoją umiejętnością gry na tym instrumencie (śmiech).

MM: Z kolei „10 do millenium” brzmi jak utwór Papa Dance. To jedyny kawałek do którego muzykę napisałeś wspólnie z Pawłem i Jaśkiem.

BS: Tak, Paweł ma takie właśnie muzyczne loty, trochę z lat 80. Jasiek to lekko unowocześnił, ale faktycznie brzmi oldschoolowo. Paweł stworzył ten motyw przewodni na klawiszu, a Jasiek dołożył refren, który ma bardzo ładną melodię. Te dwa czynniki w zasadzie spowodowały że utwór znalazł się na płycie.

MM: A czemu płyta jest taka krótka?

BS: Powiedzmy że nie chciałem zmęczyć słuchacza… To tak jak z krótką wiadomością tekstową – ma być krótko i treściwie (śmiech).

MM: Czy jest jakieś odgórne przesłanie płyty „My”?

BS: Na pewno to że więcej siły w grupie. Ale tak serio, to na pewno żeby marzyć, trwać mimo wszystko i być nie tylko dla siebie, nie poddawać się. To uniwersalne przeslanie, które chciałbym żeby zabrzmiało.

MM: Tytułem puenty – czy Penny Lane jeszcze wróci?

BS: Hahaha. Zobaczymy. Nie jest to zależne tylko ode mnie. Nie umiem nic więcej powiedzieć w tej chwili…

Rozmawiał: Maciej Majewski 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.