Mariusz Łuniewski: Po prostu robię swoje

0
1889

Mariusz Łuniewski, spirytus movens projektu undertheskin niespecjalnie traci czas, a przede wszystkim – nie bardzo przejmuje się tym, co dzieje się w równoległym świecie muzyki. Tworzy swoją muzyką, osadzoną mocno w chłodnych klimatach lat 80., a więc post-punk, cold wave, synthwave, czy dark wave. Druga solowa płyta „NEGATIVE” jest jego kolejnym krokiem w definiowaniu swojego artystycznego jestestwa. A o procesie jego stawiania opowiedział mi podczas krótkiej rozmowy.

 

 

MM: Znam Twoje dokonania w ramach Deathcamp Project. Mówisz, że działalność zespołu została zawieszona i w tym stanie trwa do dziś. A co tak naprawdę było powodem jej zawieszenia?

MŁ: Splot okoliczności – głównie poważna choroba syna Macieja (Żolinasa – basisty i współkompozytora przyp. MM) spowodowała przymusową pauzę, która poniekąd trwa do dziś. Wprawdzie udało nam się w 2016 roku zmobilizować – wypuścić singla „RAIN” i wziąć udział w festiwalu „Castle Party”, jednak od tego momentu pozostajemy w zawieszeniu.

MM: I to było głównym powodem rozpoczęcia undertheskin?

MŁ: Tylko pośrednio – z pewnością przyspieszyło proces powstawania undertheskin. Od zawsze ciągnęło mnie do bardziej surowego grania, niż Deathcamp Project i od dawna miałem w głowie koncept zespołu zimnofalowego. Powstało sporo szkiców piosenek, a gdy pojawiło się trochę więcej wolnego czasu, to postanowiłem ten pomysł realizować.

MM: To projekt solowy na poziomie studyjnym. Na żywo Tomek Krawiec i Maciek Dąbrowa. Nie chciałeś ich zaprosić także do studia?

MŁ: Mam dużo szczęścia współpracując z tak fajnymi ludźmi i przy okazji świetnymi muzykami, jak Tomasz i Maciej. Do takiej kooperacji studyjnej miedzy nami oczywiście już dochodziło – np. utwór „BURN”, którego zarys powstał na próbie. Tomasz przyniósł główny riff, ja wymyśliłem linie basu, a Maciej wybijał rytm na padach perkusyjnych. Powstałe demo zostało uformowane w utwór, a na etapie nagrań Tomasz dorzucił jeszcze syntezator basowy oraz hi-haty w refrenach. Jestem zawsze otwarty na pomysły chłopaków i twórczą, kolektywna pracę. Jednakże undertheskin pozostaje moim solowym projektem, co z wielu względów ułatwia pracę i pozwala skutecznie działać. Również sama twórczość – począwszy od nazwy – jest bardzo osobista, wręcz intymna. To z założenia mój wentyl bezpieczeństwa, moje emocje i przemyślenia, a co za tym idzie – również w większości moja muzyka.

MM: Płyta czerpie garściami z lat 80 – głównie z tzw. chłodnych stylistyk. Jako człowiekowi wychowanemu na MTV lat 90., nie kusiło Cię, by przesunąć w jakiś sposób granice tych gatunków, tak jak to zrobił np. Trent Reznor w Nine Inch Nails?

MŁ: Myślisz, że Trent się nad tym zastanawiał jak je przesuwał? (śmiech)

MM: Sądzę, że miał to gdzieś – po prostu robił swoje.

MŁ: Otóż to. Ja też po prostu robię swoje, w klimacie jaki czuje najlepiej – jednocześnie próbując wpuścić do muzyki maksimum emocji, pomysłów i świeżego powietrza

MM: Gdzie zatem leży granica Twych poczynań pod tym względem?

MŁ: Nie ma takiej granicy – ewentualnie jak w przypadku każdego twórcy – granice wyznacza jego wyobraźnia, możliwości lub chęć ich łamania. W undertheskin jest jedna zasada – nic na siłę. Na początku miał to być solowy projekt studyjny – jedna płyta i koniec. Tymczasem gramy w trzyosobowym składzie, mamy już za sobą ponad 50 koncertów i dwie płyty. Wszystko dzieje się we własnym tempie, a granica cały czas się przesuwa. Bardzo lubię ten stan.

MM: Przyznaję, że najbardziej spodobały mi się dwa ostatnie utwory – „NOTHERE” i „DONE”. Ten ostatni pięknie ją podsumowuje. Tymczasem koncerty zwykle kończycie utworem „WAVE”, po którym zostaje zdaje się niedosyt…

MŁ: Faktycznie przed wydaniem „NEGATIVE” koncerty kończyliśmy utworem „WAVE”. Obecnie kończymy właśnie DONE (śmiech). Gramy też na żywo „NOTHERE”, tak więc zapraszam przy najbliższej okazji.

MM: Planujesz jeszcze jakieś teledyski? Te do „WAVE” i „BORDERLINE” wypadły okazale.

MŁ: Całkiem niedawno powstał teledysk do „POISON”

MM: Mówisz, że undertheskin to Twój wentyl bezpieczeństwa, ujście dla własnych emocji, poglądów, przemyśleń i pomysłów muzycznych. Myślisz, że działając w większym konglomeracie nie byłoby to możliwe?

MŁ: Niewykluczone, że w większej grupie byłoby to możliwe, choć z pewnością nie byłoby tak koherentne i bezpośrednie. A tutaj muzyka i tekst to w zasadzie jedno. Mam za sobą wieloletnie doświadczenie w pracy z innymi muzykami i jest to po wielokroć  dużo przyjemniejszy proces, niż samodzielne komponowanie, ale często też bardziej czasochłonny i problemogenny. Ja po prostu chcę iść do przodu, bez tracenia czasu na dywagacje, konfrontowanie wizji artystycznej. Tym bardziej, że tę mam dosyć spójną.

MM: Co zatem planujesz w następnej kolejności?

MŁ: Właśnie skończyliśmy pierwszą część trasy promującej „NEGATIVE”, a we wrześniu zaczynamy część jesienną. W tym momencie mamy potwierdzone koncerty we Włoszech, Norwegii, Hiszpanii i zapewne zagramy też kilka sztuk w Polsce. W międzyczasie zacząłem już pracę nad trzecim albumem – jestem na etapie dozbrajania studia w sprzęt niezbędny do pchnięcia brzmienia undertheskin do przodu. Niebawem siadam do nowych kompozycji.  Mam ok 5-6  numerów w stadium dosyć zaawansowanym i mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mógł zaprezentować już coś nowego. W międzyczasie przygotowujemy wraz z Alchera Visions drugie tłoczenie CD „NEGATIVE” – pierwszy nakład zarówno CD jak i LP jest już wyprzedany. W planie jest też wydanie pierwszego albumu na winylu.

Rozmawiał: Maciej Majewski

 WARTO POSŁUCHAĆ: https://youtu.be/Pe_GOzWBFkI                      

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.