Łukasz Nowicki: Nigdy nie zrezygnuję z podróżowania

0
2916
Łukasz Nowicki / TVP

Z aktorem Łukaszem Nowickim spotykamy się tuż przed spektaklem „Klejnoty“ w Jastrzębiu – Zdroju. Rozmawiamy o dalekich podróżach, najpiękniejszych zakątkach świata i aktorstwie.

 

Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, długo zastanawiałam się, jakie określenie najbardziej do Pana pasuje w tym momencie. Dziennikarz? Aktor? Podróżnik?
– Podróżnik. Gdyby dokonać pewnej syntezy marzeń, chciałbym wyruszyć w podróż, z której napisałbym świetny materiał, zrobiłbym zdjęcia dla National Geographic, a najpiękniej byłoby mieć możliwość zatrzymać się w trakcie tej wyprawy i coś zagrać. Wtedy byłbym dziennikarzem, podróżnikiem i aktorem w jednym. Życie jest podróżą.

W jednej z rozmów nazwał Pan dziennikarstwo i aktorstwo swoimi pasjami, a podróże miłością. Gdyby był Pan postawiony przed pewnym wyborem, z czego łatwiej byłoby Panu zrezygnować?
– Najłatwiej byłoby mi zrezygnować z dziennikarstwa, ponieważ tak naprawdę nie jestem dziennikarzem, ale prezenterem telewizyjnym. Zdecydowanie wolę odpowiadać na pytania, niż je zadawać. Z podróży nie zrezygnowałbym nigdy. Dzięki nim spoglądam na świat z innej perspektywy. Gdyby nie podróże, nie byłbym tym człowiekiem, który teraz z panią rozmawia. Gdybym przestał podróżować, to tak, jakbym zrezygnował z samego siebie.

Pamięta Pan moment, kiedy na dobre zakochał się w podróżach?

– Zawsze dużo jeździłem. Byłem w Kirgistanie, byłem w Ameryce Północnej i wielu innych miejscach. Jednak moment, w którym na dobre zakochałem się w podróżach, pamiętam dokładnie. Była to wyprawa na Kubę w 2004 roku. Wtedy wszystko się zaczęło. Regularnie podróżuję raptem od trzynastu lat. Trochę żal, że nie zacząłem pięć, czy sześć lat wcześniej. Jeżdżę często, ale na bardzo krótko.

Wybiera Pan raczej zagraniczne wyjazdy. Lubi Pan zwiedzać także Polskę?
– Jeśli chodzi o Polskę, wybieram przede wszystkim góry. Od roku mam domek na Mazowszu, nad rzeką. Spędzam tam czas, jeżeli nie wyjeżdżam w podróż za granicę, czy nie mam zaplanowanej trasy po Polsce ze spektaklami, ale zwiedzanie Polski trochę mniej mnie interesuje. Kiedy mamy swoje miejsce na ziemi, wtedy ciągnie nas do niego.

Nigdy nie myślał Pan o wydaniu książki o swoich wspomnieniach z wojaży? Dokumentuje Pan w jakiś swoje wyjazdy?

– Wyjazdy dokumentuję dla siebie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby napisać książkę. Czytałem kilka książek, które napisali moi koledzy i gratuluję im. Zupełnie szczerze i bez hipokryzji powiem, że nie mam nawet czelności pisać, ponieważ nie robię nic szczególnego. Nie uważam, że moje przemyślenia są tak interesujące, by miała powstać z nich książka. Nie jeżdżę po to, by komuś zaimponować, ale po to, by przeżyć wewnętrzną przygodę.

Na pewno ma Pan już w planach kolejną wyprawę. Gdzie chciałby Pan wyjechać w najbliższym czasie?

– Tydzień temu wróciłem z Rosji. Byłem za Murmańskiem. Można powiedzieć, że była to podróż śladami filmu „Wyspa“. Udało mi się dotrzeć też do miejscowości Teliberka, w której był kręcony film „Lewiatan“. Zobaczyłem Morze Barentsa i Ocean Arktyczny. Jestem rusofilem. Uwielbiam Rosję i wszystko to, co się z nią wiąże. Od literatury, przez ludzi, po rosyjską kuchnię. Lubię zimno, nie przepadam za upałami. Bardzo lubię podróże na Północ. W najbliższym czasie jadę na wyprawę rowerową. Lądujemy w Sofii i przez dwa masywy – Musała i Wichren przejeżdżamy rowerami do miejscowości Melnik, gdzie produkowane jest fantastyczne wino. Stamtąd udajemy się do Grecji, śladami Arystotelesa, a potem wrócimy do Bułgarii do dwóch pięknych miast – Nessebaru i Suzopolu. Takie plany mam na maj. Na wakacje też chciałbym zaplanować jakąś wyprawę.

Podobno marzy się Panu własny program podróżniczy. To prawda?
– Tak, chciałbym mieć swój program o zapomnianych teatrach Europy, ale nie udaję się z tym nigdzie, tylko o tym gadam. 

Prowadzi pan wespół z Olą Rosiak, jeden z popularniejszych programów śniadaniowych w Polsce. Poruszacie tam wiele istotnych zagadnień. Na jakie tematy najbardziej lubi Pan rozmawiać z gośćmi programu?
– Nie przepadam za trudnymi rozmowami, które z kolei lubią rasowi dziennikarze. Dobrze czuję się w rozmowach lifestylowych i w tzw. „rozmowach o niczym“. Mogę sobie wtedy bezkarnie pożartować. (Śmiech) Lubię ten program za to, że jest na żywo. Każdą rozmowę lubię i nie lubię jednocześnie, ponieważ nie znoszę wstawać tak wcześnie rano. Kiedy jednak zapala się czerwona lampka i zaczynamy wejście, wtedy jestem szczęśliwy. Program śniadaniowy moim zdaniem jest wspaniałą okazją do poznawania nowych ludzi, osób z ciekawymi pasjami, zajmujących się istotnymi rzeczami.

Proszę powiedzieć, czy program był dla Pana okazją do poznania jakichś inspirujących osób? 
– Poznałem wiele interesujących osób. Wiele fantastycznych lekarzy, świetnych dietetyków, doskonałych kucharzy i wiele innych. Ludzie, którzy pojawiają się w programie, inspirują mnie i uczą. Prowadzenie programu o tak wczesnej porze, wiąże się z wczesną pobudką, ale również z „misją“ szerzenia dobrego nastroju.

Skuteczny sposób na bycie w dobrym humorze na wizji, nawet wtedy, kiedy aura nie sprzyja?

– Nie mam dobrego humoru. To wielka tajemnica, której nie umiem rozwikłać i wytłumaczyć. Za każdym razem wstaję wściekły, ale kiedy wchodzimy na wizję uwielbiam ten program. To magia telewizji na żywo. Gdyby program był nagrywany z wyprzedzeniem, nigdy nie podjąłbym się jego prowadzenia.

Mam wrażenie, że przez cały czas jest Pan w dobrym nastroju. Skąd czerpie Pan radość życia?
– Robię to, co lubię i kocham ludzi. Uprawiam zawód który kocham, wyruszam w podróże. O matko, jakie ja mam fajne życie. Źle jest, kiedy ludzie nie mogą rozwijać swoich pasji albo wtedy, kiedy…nie myślą. Ja myślę. Niekoniecznie mądrze, ale myślę. (Śmiech.)

Nie rozmawialiśmy jeszcze o aktorstwie. Obecnie można Pana oglądać w trzech sztukach. „Przekręt (NIE)doskonały“, „Człowiek dwóch szefów“ oraz „Klejnoty“.
– Kiedy grałem główne role w dużych spektaklach, wszyscy pytali mnie, czy jestem aktorem tak, jak Ojciec. Kiedy przestałem być aktorem i stałem się „panem z telewizji“, wszyscy mówią mi, że jestem aktorem. Kiedy nim byłem, nie wiedzieli, że nim jestem i odwrotnie. Na tym polega paradoks. W konsekwencji bycia „panem z telewizji“ nie dostaję już takich propozycji, jakie dostawałem. Teraz grywam w repertuarze lekkim, łatwym i przyjemnym. Gram w trzech farsach, to role bardzo do siebie podobne. W pierwszej sztuce gram oszusta, w drugiej jestem trochę głupkowaty, a w trzeciej pojawiam się jako gangster – morderca. Bardzo to lubię. Nie dyskredytuję repertuaru, w którym gram, ale muszę przyznać, że brakuje mi teatru dramatycznego.

Powiedział Pan kiedyś, że na scenie często Pan improwizuje. Czy taka improwizacja przydaje się także w telewizji?
– W telewizji bardzo dużo się improwizuje i trzeba reagować natychmiast. Biorę udział w spektaklach improwizowanych – Teatr Impro. To zupełnie inna materia, ponieważ z improwizacją ma się do czynienia nie tylko na chwilę, ale przez cały czas. W sztukach takich jak „Klejnoty“ jest znacznie mniej miejsca na improwizację.

Pytanie na koniec. Z czym bardziej jest Pan kojarzony przez sympatyków w chwili obecnej? Z dziennikarstwem, czy aktorstwem?

– Mam wrażenie, że 80% sympatyków kojarzy mnie z programem „Postaw na milion“.

Rozmawiała M. Morcinková
fot. Glinka Agency

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.