Łukasz Drapała: Znałem wcześniej repertuar Gintrowskiego, ale dopiero śpiewając te utwory, zacząłem rozumieć je do spodu

0
868

Łukasz Drapała i zespół Chevy postanowili uczcić 70 rocznicę urodzin naszego barda Przemysława Gintrowskiego, biorąc na warsztat jego kompozycje i przedstawiając je w stylistyce swej formacji – czyli rockowej. Całość pojawiła się na płycie pod tytułem „40/70 Gintrowski”, a jej premiera zbiegła się niemalże z 40 rocznicą wprowadzenia stanu wojennego. Na płycie wystąpili także goście, specjalnie zaproszeni przez zespół do tego przedsięwzięcia. O całości opowiedział mi pierwszy głos grupy – Łukasz Drapała.

 

 

MM: Pytanie podstawowe: czemu akurat na warsztat wzięliście utwory Gintrowskiego?

ŁD: Z miłości. Takiej dojrzewającej. Kilka lat temu zostałem zaproszony przez Gabi Popławską do serii koncertów „A jednak coś po nas zostanie…”. Wykonywałem tam m.in. „Karola Levittouxa” czy „Pieśń o bębnie” w duecie z Renatą Przemyk. Znałem wcześniej repertuar Gintrowskiego, ale dopiero śpiewając te utwory, zacząłem rozumieć je do spodu. Tak się zaczęło. Potem zadzwoniła Agnieszka Gintrowska (żona Przemka) i zaprosiła mnie do Kołobrzegu na festiwal Pamiątki. Pomyślałem wtedy, że może spróbować zrobić coś na rockowo, ryzykując wielką obrazą kanonicznych fanów. Chevy nie trzeba było długo namawiać i ruszyliśmy na Kołobrzeg. Nasze interpretacje zrobiły wrażenie i tam narodził się pomysł nagrania całej płyty.

MM A czemu na warsztat wzięliście akurat te, skądinąd – popularne, jeśli nie najbardziej popularne utwory w jego dorobku?

ŁD: Tych popularnych, tudzież najbardziej popularnych jest dużo więcej i nie ma ich na płycie. Nie ma przecież „Kantyczki z lotu ptaka”, „Murów”, czy „Modlitwy o wschodzie słońca”. Przy wyborze repertuaru kierowaliśmy się przekazem utworu oraz jego plastyką, którą można będzie wykorzystać w rearanżacji. To drugie, to w mojej ocenie genialna robota Tomka Jóźwiaka.

MM: Do tego projektu zaprosiliście też sporo gości. Jaki był klucz ich doboru?

ŁD: To nasi znajomi, którzy również chcieli wziąć w tym udział. Oczywiście propozycje wyszły z naszej strony, ale z drugiej strony była szczera chęć – to był chyba ten klucz. Jarek Chilkiewicz i Tomek Nawrot weszli w temat tak mocno, że zagraliśmy razem pierwszy koncert z tej płyty i w takim składzie zagramy kolejne. Na płycie słychać również Julię Gintrowską. Znamy się od kilku lat dzięki wspomnianym w pierwszym pytaniu koncertom. Pomagała nam też w zorganizowaniu ekipy przy tworzeniu teledysku do utworu „Contra” z poprzedniej płyty. Bardzo chciałem, żeby zaśpiewała ze mną na tej płycie.

MM: A zespół wokalny Prababa?

ŁD: To efekt spotkania z zespołem w Szczecinie. Od słowa do słowa i okazało się, że mają ochotę dołączyć. Mnie akurat wtedy nie było, ale chłopaki podesłali mi próbne nagrania z sali prób. Nie było opcji, żeby nie skorzystać z tak świetnych gardeł.

MM: No właśnie – chyba w żadnym z utworów członkowie tej grupy nie zaśpiewali wszyscy razem. Słychać ich pojedyncze głosy, ale nie wszystkie na raz.

ŁD: Tak, niestety nie wszystkie głosy udało się nagrać. Justyna Borys nie mogła uczestniczyć w nagraniach w studio ze względu na wcześniejsze zobowiązania, ale godnie zastąpiła ją sekcja instrumentalna Prabab – Grzesiek Zawiliński i Łukasz Dołęga. Panowie tym razem zaśpiewali, a konkretnie refren w  „A my nie chcemy uciekać stąd”.

MM: A skąd rap w „Dylemacie”?

ŁD: A no właśnie. Miałem tam zaśpiewać normalnie, ale w drodze do studia odpaliłem sobie to w aucie i… wypłynęło. To był ostatni numer nagrań wokalnych, spróbowałem się zabawić formą, zwłaszcza, że nigdy nie rapowałem. Po pierwszym podejściu uznałem, że zaryzykuję i pokażę to reszcie. Na szczęście spotkałem się z akceptacją (śmiech). Ta płyta pozwoliła mi pobawić się wokalem w różne strony. Na pewno poszerzyłem swój zestaw narzędzi i będę z niego korzystał w przyszłości.

MM: Momentami też ‘lecisz’ odrobinę manierą Romana Kostrzewskiego.

ŁD: Kostrzewskiego pozdrawiam, ale jego jeszcze nie było na liście moich „manier”. Był Rogucki, Elvis, Lenny Kravitz, Cornell, Niemen, Riedel, Stapp, Stapleton, a nawet Grzegorz Hyży. Kiedyś oni wszyscy znajdą się w podziękowaniach na jakimś krążku. Bez nich mój głos byłby tylko mój…

MM: Odniosłem wrażenie, że w drugiej połowie płyta przybiera bardziej dramatyczny wydźwięk przede wszystkim tekstowy. Celowo tak to zostało ułożone?

ŁD: Dokładnie tak. Te bliskie, ale jednak dwa światy to celowy zabieg, choć pojawiło się to dopiero po wybraniu pełnego repertuaru. Proponując taki układ, miałem w głowie, że wydamy winyl w jakimś skromnym nakładzie. Tam ten podział będzie odczuwalny.

MM: Wspomniałaś, że inne popularne utwory Gintrowskiego nie znalazły się na tej płycie. Czy to znaczy, że możemy spodziewać się kontynuacji?

ŁD: Obecnie chcemy skończyć autorski materiał i trzecia płyta będzie z naszymi utworami. Czy będzie kontynuacja Gintrowskiego? To ciekawe pytanie, choć padło też inne – czy weźmiemy na warsztat kogoś innego. Jeszcze nie wiem, może jedno i drugie?

MM: Koncerty z tego, co widziałem – już gracie z tym projektem.

ŁD: Na razie zagraliśmy jeden koncert w Szczecinie. Prawdopodobnie złym pomysłem było to, że był to koncert „na siedząco”. Jednak mocne riffy robią swoje i ludzie chcą się pobujać, albo nazwijmy to – aktywnie słuchać. Planujemy zagrać ich więcej i właśnie ruszamy z promocją materiału, mamy nadzieję, że pojawią się zaproszenia. To materiał, który nadaje się na event, festiwal czy na klubowy showcase. Po pierwszym koncercie mogę stwierdzić tylko tyle, że działa.

MM: Wspomniałaś o tym, że myślicie o płycie z premierowym materiałem. Czy Chevy zmierza w kierunku takiej aktywności jak Chemia?

ŁD: O jaką aktywność chodzi?

MM: Każdą – wydawniczą, promocyjną, artystyczną.

ŁD: Prawie każdy zespół chce wydawać płyty i to robi Chemia, Łukasz Drapała & Chevy, a także wiele innych składów. Różnice pojawiają się na polach promocji i wydawnictwa – Chemia to zespół, który działa również poza Polską, ŁD&Chevy koncentruje się na Polsce. Chemia jest bliżej mainstreamu niż niszowe Chevy. To są pewne różnice rynkowe, choć oczywiście często spotykamy te same osoby na koncertach jednego i drugiego zespołu. Gdzieś tam jest wspólny mianownik – rock.

Rozmawiał: Maciej Majewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.