Co Po: Czerpiemy wielką radość z tworzenia, komponowania, więc chcemy iść w tym kierunku

0
1134

Trzeba niemałej determinacji i cierpliwości, by czekać kilka lat na względne ustatkowanie zespołu, określenie formuły grania i rejestrację debiutanckiego materiału. Taki los spotkał zespół Co Po?, który właśnie wydał swój pierwszy materiał, zatytułowany „Ból”. O kolejach losu, które doprowadziły do jego realizacji szeroko opowiedział mi basista Robert Mucha.

 

MM: Muszę zacząć od kilku pojęć podstawowych. Co po? istnieje od 6 lat, ale dopiero teraz zdecydowaliście się wydać pierwszy album. Nieczęsto koncertujecie. Na czym zatem opiera się działalność zespołu?

RM: W dużym skrócie można powiedzieć, że Co po? opiera się na liderze, Andrzeju Smulko. To on od ponad 6 lat komponuje piosenki, pisze teksty i to dzięki jego determinacji spotykały się wszystkie kolejne składy grupy, powstawały kolejne aranżacje większości utworów, które znalazły się ostatecznie na płycie. Reszta to moim zdaniem suma przypadkowych okoliczności. Jedną z nich było między innymi moje spotkanie z Andrzejem. Po długiej, ponad 15-letniej przerwie postanowiłem wrócić do grania, znaleźć jakąś kapelę. Parę dni później znajoma napisała na Facebooku, że ktoś szuka basisty. Napisałem, pojechałem na próbę i tak to już zostało. Od 5 lat z niewielkim okładem jestem drugim stałym członkiem grupy. Na początku cel istnienia Co po? był, można powiedzieć, towarzyski. Na cotygodniowych próbach nabierały kształtu piosenki “CV”, “Fejs”, “Skutek i przyczyna”. Wszystko na luzie, bez wielkich ambicji. Taka odskocznia po stresującym dniu w pracy. Od samego początku były kłopoty z perkusistami – to chyba typowy problem warszawskich kapel. Kiedy mieliśmy przygotowany materiał na, powiedzmy, 90-minutowy występ na żywo, chłopakom coś w życiu wypadało, odchodzili, a my zostawaliśmy z pytaniem Co po? Każdorazowo po odejściu perkusisty mieliśmy 2-3 miesięczne, a czasem nawet dłuższe przerwy na znalezienie kolejnego. Potem następowała powolna odbudowa repertuaru – przy jednej próbie na tydzień trwało to kilka miesięcy. Pozytywem tej sytuacji było to, że niektóre piosenki dostały drugą szansę w postaci zupełnie innego rytmu czy tempa, które proponowali kolejni perkusiści. Cały czas było to dość amatorskie granie. Pomysł nagrania demo pojawił się pod koniec 2018 roku. Kapela była akurat ‘w gazie’. W tym samym czasie rozpocząłem udział w innym projekcie tworzonym z użyciem Garageband, zobaczyłem jak to działa i namówiłem Andrzeja do nagrania paru piosenek. Nagraliśmy jedną i… znowu zostaliśmy bez perkusisty. Wtedy podjęliśmy decyzję, że coś trzeba zmienić. Dokończyliśmy demo we dwójkę, bębny programowaliśmy sami: odtwarzaliśmy linie z nagrań lub tworzyliśmy je od zera. Przy okazji powstały 3 czy nawet 4 nowe piosenki, według mnie dojrzalsze, wytyczające kierunek na przyszłość. 12 piosenek zebranych na demo stanowiło pewną logiczną całość, profesjonalne nagranie tego materiału wydało się naturalnie zrozumiałym następnym krokiem i celem. Warunkiem koniecznym było oczywiście znalezienie perkusisty. Szczęśliwie mój stary znajomy Marek Veith, były perkusista m.in. Administratorra Electro, a w zamierzchłych czasach również mojej kapeli z czasów studenckich O.V.E.R., zgodził się na przyłączenie się do Co po? na kilka miesięcy, na tyle czasu, ile potrzebowaliśmy, aby się przygotować i ostatecznie wziąć udział w sesji nagraniowej.

MM: Czyli dalej jesteście we dwójkę i bez stałego perkusisty?

RM: Po nagraniu materiału na płytę sytuacja się trochę zmieniła. W trakcie przygotowań do sesji rozbudowaliśmy trochę nasze utwory, w większości są dwie ścieżki gitary. Do grania na żywo oprócz perkusisty potrzebujemy również drugiego gitarzysty. Płyta nam wyszła, przynajmniej nam się podoba. Kolejnym celem, który sobie postawiliśmy jest m.in. granie tego na żywo. Do składu dołączył Tomek Krakowiak (gitara) i Paweł Konarzewski (perkusja).

MM: Materiał z płyty jest takim raczej ‚bezpiecznym’ rockiem. Nagrywaliście w „Serakosie” u Roberta i Magdy Srzednickich. Nie namawiali Was do żadnych eksperymentów?

RM: Współpraca z Magdą i Robertem Srzednickimi była najwspanialszym doświadczeniem muzycznym w dotychczasowej historii naszego zespołu. Przyszliśmy do studia z gotowym materiałem, w sensie struktury utworów, głównych linii instrumentalnych. Sekcja rytmiczna też była dopracowana. Oczywiście znamy możliwości Roberta, dorobek jego studia, zespoły z którymi pracował i wiemy, że mógłby pokierować nas gdzie tylko byśmy chcieli. Ale nasza współpraca bardziej polegała na wydobyciu maksimum z tego, co przynieśliśmy. Magda i Robert bardzo nam pomogli w uporządkowaniu brzmienia, nadaniu piosenkom pewnej ogłady, wyeksponowaniu charakterystycznych elementów, nadaniu logiki kolejności solówek gitarowym i partii granych na instrumentach klawiszowych, z których kilka Robert zagrał osobiście. Wszystko odbyło się bez zbędnych dyskusji, w bardzo przyjaznej atmosferze, a jednocześnie bardzo sprawnie – umówiliśmy się na maksimum 5 dni nagraniowych, ze względów budżetowych oraz z powodu napiętego grafiku studia. Wyrobiliśmy się bez najmniejszego stresu.

MM: Miksowaliście też u nich?

RM: Tak. Magda i Robert zrobili całą robotę – od nagrania wszystkich ścieżek, aż do dostarczenia plików gotowych do publikacji w sieci i tłoczenia na CD.

MM: Czy na płycie znalazły się wszystkie utwory, które gromadziły się przez te kilka lat, czy coś odrzuciliście?

RM: Utworów przez te 6 lata działalności zespołu nagromadziło się o wiele więcej – około 20. Na potrzeby demo opracowaliśmy 16 piosenek. Po zebraniu opinii od znajomych, odpadły jeszcze dwa utwory. Pozostałe 14 “ograliśmy” na próbach, wiedząc, że w trakcie sesji nagraniowej coś jeszcze może odpaść. I tak się stało – dwa numery uznaliśmy wspólnie z Magdą i Robertem za niepasujące do reszty. Z różnych powodów: były za mało charakterystyczne, wymagające dopracowania, na co nie mieliśmy czasu. Ostatecznie jest więc 12 piosenek.

MM: Te pozostałe 8 jeszcze jakoś wykorzystacie?

RM: Kilka będziemy grać na żywo. Natomiast jeśli pojawi się pomysł, żeby nagrać kolejny krążek, to będą na nim utwory powstałe w 2020 roku i później. Mamy sporo pomysłów, wydaje się nam, że trochę się jednak rozwinęliśmy muzycznie, jako instrumentaliści również. Czerpiemy wielką radość z tworzenia, komponowania, więc chcemy iść w tym kierunku.

MM: Co zatem będzie najpierw: koncerty, czy nowy album?

RM: Chcemy zagrać na żywo, ale z organizacją koncertów raczej zaczekamy do końca pandemii. W tej chwili oprócz regularnych prób, rozpoznajemy temat grania na żywo online. Jeśli koncerty będą ograniczane przez dłuższy czas, to spróbujemy transmisji na Facebooku, czy innym tego typu medium. Ja bardzo lubię takie wyzwania, również od strony technicznej i organizacyjnej. Natomiast o kolejnej płycie jeszcze nie rozmawialiśmy i nie będziemy tego przez jakiś czas robić. Musimy się lepiej poznać w nowym rozszerzonym składzie. Dopiero za jakiś czas przekonamy się, czy nowe piosenki będziemy tworzyć razem, na próbach, czy pozostaniemy przy dotychczasowej praktyce rozwijania prawie kompletnych kompozycji przyniesionych przez Andrzeja.

Rozmawiał: Maciej Majewski

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.