Chcieliśmy by to był dawny Lotyń. Rozmowa z grupą Lotyń

0
629

Grupa Lotyń wróciła po 16 latach przerwy wydawniczej. Najnowsza płyta grupy zatytułowana „Zachody nad St. Anthony” to sentymentalna podróż zespołu do czasów minionych ubrana jak zwykle dość brytyjsko brzmiący rock. O powodach przerwy w działalności grupy na różnych polach oraz o jej najnowszym ‘dziecku’ opowiedział mi gitarzysta, wokalista i główny autor tekstów, Robert Kałuża.

 

 

 

MM: 16 lat przerwy minęło od ostatniej płyty Lotyń. Co się działo z zespołem w tym czasie?

RK: Zespół cały czas istniał, nie zrezygnowaliśmy, ale wyhamowaliśmy. Rock przestawał być popularny, tym bardziej granie brytyjskie, wszechobecny stawał się hip hop itp. Czasami graliśmy koncerty, ale trzeba przyznać się, że straciliśmy trochę zapał, co odbiło się na kilkukrotnych zmianach w składzie. I gdy tylko coś zaczynaliśmy, znów trzeba było zaczynać od nowa, w nowym składzie. Duży wpływ też miał okres w naszym życiu osobistym… Różnego typu zawirowania, przeprowadzka gitarzysty aż do Głogowa 300 km od Lotynia, praca itd. Jednak wróciła determinacja i jeszcze przed pandemią zaczęliśmy nagrywanie płyty. I jesteśmy. W międzyczasie powstało kilka singli, składanki, które jednak nie ujrzały światła dziennego.

MM: Co zatem było bezpośrednim impulsem do nagrania „Zachodów nad St. Anthony”?

RK: Jako takiego nagłego impulsu nie było. Te piosenki powstawały przez te lata i cały czas chcieliśmy je nagrać, ale nie było jak. W końcu nasze życie osobiste się unormowało i skład w ostatnim momencie się ustabilizował, dlatego mogliśmy nagrać tą płytę. Byłaby wcześniej, ale oczywiście pandemia i specyfika dzisiejszego wydawania płyt (czyli najpierw single i streamingi), spowodowała że jest dopiero teraz.

MM: To słychać, bo płyta jest wybitnie ‚niedzisiejsza’

RK: Nie zamierzaliśmy podążać za modą, tego, co dzieje się w dzisiejszej chociażby polskiej muzyce, tzn. dowalone klawisze, nie mówiąc o stylizacji al’a disco lat 80-tych. Chcieliśmy by to był dawny Lotyń. Oczywiście trochę z unowocześnionym brzmieniem, o klawisze itp., ale takie, jakie zawsze lubiliśmy w stylu New Order, Coldplay itd. Nie wszystko się udało zapewne aranżacyjnie. Tym bardziej, że nie mamy w składzie klawiszowca  (śmiech).

MM: Teksty to zdaje się głównie Twoje wiersze?

RK: Nie, wierze to wiersze, których zresztą nie nazywam wierszami, a utworami wierszowanymi. Teksty to inna stylistyka. Muzyczne musza być bardziej melodyjne , rytmiczne i rymowane po części, a „wiersze” raczej piszę białe. W „Nowym deszczu” są zaczerpnięte części z jakiegoś utworu wierszowanego, ale to tylko część. Nie potrafię za bardzo wykorzystywać własnych utworów wierszowanych. „Dzień wariata” też bazuje na utworze wierszowanym, ale raczej nie bezpośrednio – to był ten sam przekaz, ta sama myśl i inspiracja

MM: Trochę w nich przewrotności.  „Powiedz mi, że kochasz, a łatwiej zapomnę Cię” są chyba najlepszym dowodem.

RK: Tak, nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że tak chciałem czuć, lecz czy to się udało? Na pewno nie udało się tego usłyszeć  (śmiech)..

MM: Ostatnie dwa utwory na płycie, czyli „W sobotę dzieci chcą być ze mną” i „Zostawiłaś mnie” brzmią jak przyczyna i skutek jednocześnie. Wydaje mi się, że dotykają bardzo intymnych spraw.

RK: Trochę tak i trochę nie, bo piosenka „W sobotę…” to piosenka Myszy, czyli Norberta Miszkinisa. To jego emocje, słowa. A „Zostawiłaś mnie” to piosenka moja, więc wypowiem się za siebie. To piosenka chwili jednego wszechogarniającego mnie uczucia w pewnym momencie mojego życia – wykrzyczana, z powtarzającym się tekstem i wracającym jak w kole przekazem. O „Sobocie” nie chce się wypowiadać, bo sam dokładnie tego tekstu nie rozumiem (śmiech). Ale akurat nierozumienie do końca tekstów lubię. Sam staram się, by nigdy nie było jednoznaczne i nie miały jedynego przekazu, a w zasadzie najlepiej, gdyby były tylko podświadome

MM: Mam wrażenie, że na tej płycie próbujecie bardzo mocno  przywrócić czas i emocje bardzo odległe – nawet o trzy dekady

RK: Jak słychać jest sentymentalna po części, więc nie może być dzisiejsza. Między innymi przywodzi pewne chwile, stany, odczucia i uczucia. Ale aż o trzy dekady na pewno nie (śmiech). Niektóre z tych emocji, szczególnie te związane z postrzeganiem i poszukiwaniem sensu życia, istnienia takiego, czy innego, obcują z nami cały czas. Stany emocjonalne związane z uczuciem są może bardziej odległe, ale też są nami. Istniejemy tacy jak kiedyś. To, że minął jakiś czas, nie oznacza, że coś się zmieniło, czy że jesteśmy inni. A wracając do tego „czasu” to dzisiaj czas sprzed 5 czy 20 lat jest odległy, ale jeśli spojrzysz na to, co piszemy, czy robimy dziś, za 20 lat też będzie to odlegle. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jak to powiedział zdaje się Kant: czas i przestrzeń to formy naszej świadomości.

MM: Nagraliście 7 płyt. Czemu nie ma ich w serwisach streamingowych?

RK: To już techniczny problem. Czekamy cały czas, aż nasz realizator i producent podda starsze płyty ponownemu masteringowi. Jest nadal zajęty innymi projektami, dlatego to się przedłuża. Ale obiecał nam to zrobić na jesieni – tak, by do końca roku wrzucić wszystkie płyty.

MM: Będziecie grali koncerty z tym materiałem?

RK: Mam nadzieję, ze tak, tzn. graliśmy już kilka koncertów, ale w tej chwili z jednej strony zajmujemy się promocją płyty, a z drugiej, nasz menadżer (to trochę na wyrost napisane) stara się nam zorganizować jakąś trasę koncertową na późniejszą jesień.

MM: Płyta wyjdzie na winylu?

RK: Raczej nie. Dużo było pracy z wydaniem CD oraz książki i kosztów z tym związanych, więc nie myślimy o tym. Ale nigdy nic nie wiadomo.

Rozmawiał: Maciej Majewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosimy wpisz swój komentarz!
Prosimy podaj swoje imię tutaj.